W ramach którego spośród festiwali można posłuchać awangardowego pianisty, demolującego fortepian i rozprawiającego się szaleńczo z twórczością Pendereckiego, a z drugiej strony zobaczyć stadionowy koncert Stinga? Gdzie czołówka polskiego hip – hopu rywalizuje o widza z żywiołowymi dudziarzami ze Szkocji, którzy porywają publiczność przeróbkami rockowych hitów? W którym mieście, zwykle w okolicach czerwca, na murach pojawiają się murale tworzone przez znanych artystów, konferencje i warsztaty przeplatają się ze spektaklami teatralnymi, firmowanymi przez aktorskie gwiazdy a muzyka jazzowa miesza się z rockiem, reggae, folkiem i ska? Jeśli ktoś jeszcze nie zgadł, to odpowiadam. Wszystko ma swoje miejsce w powiatowym miasteczku, położonym w widłach Soły i Wisły, na skraju Zachodniej Małopolski, u wrót Górnego Śląska, rzut beretem do Krakowa, Katowic, Bielska-Białej.
Trudno sobie wyobrazić, że niewielkie, blisko 40 tysięczne miasto może gościć u siebie na koncercie zagraniczne gwiazdy oraz czołowych artystów z Polski i wielu arcyciekawych, choć szerzej nie znanych muzyków ze świata, tak po prostu, zwyczajnie, na „normalnych” zasadach. Rzecz oczywiście nie tylko w pieniądzach, ale i logistyce, reklamie i chęciach. No bo po co takiemu Stingowi, czy Peterowi Gabrielowi tłuc się przez kawał świata na prowincję? Żeby chociaż jeszcze stolica kraju, albo wielka aglomeracja. Wszystko staje się jasne, gdy miasto nazywa się Oświęcim. Oczywiście ludzie z zagranicy zazwyczaj tej nazwy nie znają, ba! – wypowiedzenie jej pewnie skończyłoby się połamaniem języka. Ale już niemiecki odpowiednik mówi wiele, działa odstraszająco, jednocześnie intrygując – dlaczego tam? Jaka jest tego idea? Nie można, po prostu nie da się, pozostać obojętnym. Jak jednocześnie wyjaśnić komuś spoza Oświęcimia, że można mieszkać w mieście, tak mocno kojarzącym się z najmroczniejszą kartą ludzkiej historii? Niektórzy się dziwią, przytłoczeni martyrologią, obrazami, które przebiegają przed oczami. Co odpowiedzieć?
To wasze skojarzenia, my mamy inne, urodziliśmy się w Oświęcimiu, wychowaliśmy, tutaj chodziliśmy do szkoły, znamy każdą ulicę i kąt, ławkę w parku i zamglony widok na znane blokowiska. Miasteczko ze swoimi problemami, specyfiką, miejscami ważnymi dla każdego i takimi, które lepiej omijać. Oświęcim to miasto. KL Auschwitz to Muzeum, pamiątka straszliwej zbrodni, o które świat winien pamiętać. My, mieszkańcy, rozumiemy to rozróżnienie, chcemy widzieć nasze miasto jako żywe, choć innym ciężko to pojąć.
Oświęcim ma za sobą ponad 800 lat historii i istniał na mapach świata, gdy jeszcze nie było na nich Warszawy. Mieszkają tu ludzie, z których jedni kochają je, a drudzy nienawidzą, dla których to przede wszystkim rodzina i znajomi, lepsze bądź gorsze wspomnienia ze szkoły i podwórka, emocje na hokejowych meczach – bo przecież hokej to tutaj „sport narodowy” – pierwsza randka, pierwsze rozczarowanie i sukces, codzienność, która czasem dodaje skrzydeł, czasem dołuje. Czy to aż tak trudno zrozumieć? Normalne życie. Szkoła, praca, dom. A od pewnego czasu też festiwal, który ożywia kulturalne życie Oświęcimia.
Life Festival, którego pomysłodawcą jest Darek Maciborek, znany dziennikarz i prezenter radiowy, od początku miał za zadanie pokazywać Oświęcim i promować go, jako miasto żywe, otwarte, wspierające inicjatywy pokojowe i prezentujące różne kulturowe zjawiska. Jak w każdym mieście tej wielkości, trudno o spektakularne koncerty. W tym, czy innym miejscu może zagrać lokalna kapela, od czasu do czasu udaje się zaprosić kogoś bardziej znanego, ale nie z tygodniową, czy nawet miesięczną regularnością. Tutaj przecież jeszcze niedawno nikt nie mógł marzyć o gwiazdach światowego formatu, choć te polskie pojawiały się przy różnych okazjach. Podobnie jak w każdym innym miasteczku.
Idea Life Festivalu pozostaje niezmienna, choć jej ramy rozrastają się, obejmując nowe sfery działań – wystarczy spojrzeć na program kolejnych edycji. Co niezwykłego w tej imprezie? Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na eklektyzm i połączenie różnych obszarów kultury, czasem z pozoru odległych. Ważne też to, że czasem mniej znani artyści potrafią zaskoczyć pozytywnie. Weźmy za przykład izraelską Hatikve 6, której reggae podczas pierwszej edycji rozgrzało publikę na oświęcimskim Rynku i jak dla mnie było jednym z najlepszych koncertów, jakie w życiu widziałem. Ale przecież ludzie czekają na znane gwiazdy. Oświęcimski Rynek, nie znowu taki mały, wypełniał się po brzegi, gdy występowała na nim Kasia Kowalska, Dżem, czy Blue Cafe. A że przy okazji publiczność mogła bawić się przy muzyce artystów z różnych stron świata, których pewnie nigdy nie miałaby okazji zobaczyć, należy się jedynie cieszyć. Jednak największa i najbardziej elektryzująca scena Life Festivalu znajduje się od początku na stadionie Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. To tutaj zdążyli się pokazać m.in. Voo Voo, Varius Manx, T. Love, Anna Maria Jopek, Perfect Symfonicznie czy Brodka oraz zagraniczne gwiazdy – Ray Wilson, Matisyahu, James Blunt, Peter Gabriel i Sting.
Co roku w mieście trwają dyskusje, kto zawita do Oświęcimia tym razem. Jedni chwalą przy tym festiwal, doceniając siłę promocyjnej machiny, która pomaga miastu. Drudzy narzekają na to, że przecież drogi czekają na remont, że miejsc pracy niewiele, że za te pieniądze można by zrobić coś całkiem innego, bardziej – ich zdaniem – pożytecznego. Jedni kręcą nosem na gwiazdy, albo ceny biletów – widać zapomnieli, że żyją w niewielkim mieście, gdzie i tak dzieją się rzeczy niezwykłe. Drudzy popadają w zachwyt i po prostu się cieszą. Każdy ze swej perspektywy oglądu ma rację, a przynajmniej swoje racje. Czy da się bowiem dogodzić wszystkim? Jedno jest pewne – co roku odwiedza Oświęcim masa osób, które przyjeżdżają właśnie na Life Festival. Można powiedzieć, że z edycji na edycję jest ich więcej. W tym roku powstanie specjalne pole namiotowe, by przyjąć jeszcze więcej ludzi z Polski i krajów ościennych, widać jest na to zapotrzebowanie.
Jak będzie w tym roku? Jeszcze lepiej niż poprzednio! Można być tego pewnym, spoglądając na rozwijającą się rozpiskę festiwalowych dni i zapowiedzi. Zeszłoroczny „Street Life”, który przyciągnął w okolice oświęcimskiego skate parku głównie młodzież (najsilniejszym magnesem był niewątpliwie O.S.T.R.) doczeka się swej kontynuacji w 2014. 26 czerwca, na bezpłatnym koncercie niedaleko oświęcimskiej hali lodowej, będzie można zobaczyć chociażby powracający na scenę Kaliber 44 i Jamala. Co ciekawe, Kaliber 44 grał kiedyś koncert w Oświęcimiu, dawno, dawno temu, jeszcze ze Śp. Magikiem w składzie, w jednym z lokalnych klubów. Kto jeszcze o tym pamięta? Oczywiście, jak co roku, w Oświęcimskim Centrum Kultury miłośnicy muzyki klasycznej będą mieli swój dzień, liczyć można też na spektakl teatralny. Nie każdy lubi rockowy zgiełk, nie każdego bawią wielkie imprezy plenerowe. Ale na Life Festival jest różnorodnie. Może to banał pisać, że każdy znajdzie coś dla siebie, niemniej wystarczy tylko się rozejrzeć.
Oczywiście uwaga będzie skupiać się przede wszystkim na stadionie. Tym razem dwa dni. W piątek, 27 czerwca legenda z Seattle – Soundgarden. Będzie to ich pierwsza wizyta w naszym kraju. Niektórzy fani rocka długo i wytrwale czekali na Chrisa Cornella i spółkę. Przed tytanami grungu zagra rodzima Luxtorpeda i Balkan Beat Box. Dzień później mistrz gitary, człowiek, którego wczesna zwłaszcza twórczość mocno wpłynęła na bieg historii muzyki rockowej i bluesowej – Eric Clapton. A jako support powracająca z koncertowego niebytu Edyta Bartosiewicz. Dla miłośników rocka, na tym wielokulturowym i eklektycznym muzycznie festiwalu, tym razem wyjątkowo wiele dobrego. Czy mogło być lepiej? Dla malkontentów tak, dla tych, co kochają i rozumieją muzykę, to dyskusja bez znaczenia. Jest przecież wspaniale.
Warto odwiedzić w tych dniach Oświęcim. Warto zapoznać się z programem Life Festivalu i zobaczyć to miasto, gdzie pamiątki historii świadczą o sięgającym średniowiecza rodowodzie. Miasto ludzi, którzy chcą żyć normalnie i udaje się to im. Miasto nie tak różne od setek innych, a na swój sposób wyjątkowe, także za sprawą Life Festivalu.
Paweł Lach, RockMagazyn, 8 Marca 2014