Fragment:
(…) Jeszcze tego dnia poszli do wsi, gdzie przy rozstaju dróg znajdowały się zgliszcza dawnego kościoła. Callidufelos, nim przystąpił do działania, rozejrzał się uważnie po okolicy. Zaczął coś mierzyć, wyliczać, obmyślać, chyba tylko na pokaz. A gdy stwierdził, że jest już gotowy, pstryknął palcem. Wnet się zakotłowało i świat wokół zaczął wirować. Zewsząd zebrały się tłumy piekielnych pomagierów, którzy pod dyktando Callidufelosa uwijali się jak w ukropie.
Nie trwało ani chwili, gdy na miejscu pogorzeliska stanął przepiękny kościół – strzelisty, z rozetami, witrażami i figurami archaniołów. W środku pełno było misternych fresków i złoceń. Wszystko wyłożone zostało perłową masą, a ławki wykonano z kosztownego mahoniu. Bramę natomiast diabeł pokrył płaskorzeźbami przedstawiającymi żywoty świętych, którzy się ruszali i wyglądali całkiem jak żywi. Nie brakowało też wielkich organów o czystym dźwięku i ogromnego dzwonu, którego głos niósł się daleko. Kościół przypominał najwspanialsze katedry, jakie odwiedzało się w wiekowych stolicach księstw i królestw. Sam anioł zachwycił się tym widokiem.
– To naprawdę niesamowita budowla – powiedział stojąc u bram kościoła, wodząc wzrokiem po niebosiężnych murach.
– Możesz się już teraz domyślić – zaczął z dumą diabeł – kto stawiał w piekle zamek dla mego pana. Jestem najbieglejszym wśród diabelskich architektów.
– Mogę sobie wyobrazić, że każdy z cudów świata wzniesionych ludzką ręką jest dla ciebie igraszką. Nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego z taką łatwością odbudowałeś kościół, skoro wiesz, że ludzie będą się w nim modlić do Boga? (…)
Opowiadanie można przeczytać w całości na łamach Esensji