Kieszonkowe słońce

Esensja

(…) Wewnątrz pudełka unosiła się niewielka, migocząca żółtawo kula żywego ognia. Wirowała wokół własnej osi nad wyłożonym aksamitem spodem szkatułki, popychana jakąś nieznaną siłą.
Miniaturowe słońce. Po prostu. Anna wyciągnęła dłoń. Słońce parzyło, gdy palce znalazły się blisko, a jednak jego żar nie wyrządzał ani samej szkatułce, ani wyścielającej ją materii żadnej szkody. Żółtawy blask raził nieco w oczy, ale jednocześnie przyciągał uwagę. Wewnątrz wychłodzonego pokoju nagle zrobiło się ciepło i jakoś przyjemnie.
– To spróbuj jeszcze raz opowiedzieć skąd je masz – powiedziała. – Możesz ufać mojej dyskrecji.
– To niezbyt ciekawa historia.
– Wszedłeś w posiadanie miniaturowego słońca i mówisz, że to nieciekawa historia? Skoro już mi je pokazałeś, to może idź krok dalej, co? Chyba po to tutaj przyszedłeś? No, nie bądź taki i opowiadaj.
– Dobra. Ale musisz wiedzieć, że… W tej opowieści pojawia się kobieta. Trochę mi głupio.
– Kobieta?
– Oczywiście, jeśli wszystko wydarzyło się naprawdę.
Marek rozsiadł się w fotelu na kółkach i spoglądając w zapadający za oknem zmrok zaczął opowiadać…