Królowa wciąż panuje!

Kiedy parę miesięcy temu miałem okazję posłuchać Briana Maya na kameralnym koncercie w Krakowie, przekonałem się, że na żywo piosenki „Królowej” wciąż wywołują niesamowite emocje – nawet, gdy śpiewa je kto inny. Liczyłem zatem po cichu, że także podczas „Life Festival Oświęcim” dokona się podobna rzecz, ale na większą skalę. I na szczęście nie przeliczyłem się!

Gdy przysłaniająca scenę kurtyna opadła, Adam Lambert, Brian May i Roger Taylor oraz towarzyszący im muzycy zaczęli od mocnego rockowego uderzenia – One Vision, Hammer to Fall, a potem powrót (nie ostatni zresztą) do pierwszej połowy lat 70., czyli Seven Seas Of Rhye i być może najcięższy kawałek w ich dorobku, Stone Cold Crazy. Do tego rozfunkowany Another One Bites The Dust, który skutecznie rozruszał publiczność (wielka szkoda, że John Deacon, autor tej piosenki, nie występuje już z zespołem), a także odśpiewany chóralnie przez fanów refren Fat Bottomed Girls. Czyż zgodnie z najlepszym przepisem na skuteczne budowanie napięcia nie powinno rozpocząć się właśnie od trzęsienia ziemi? Queen doskonale wywiązał się z tych zaleceń. Ale jak się ma na koncie dziesiątki przebojów, można trzymać w szachu fanów przez cały czas trwania koncertu. Bo po tej pierwszej, energetycznej części, emocje wcale nie opadły.

Czy moje wątpliwości już wtedy rozwiały się? Słysząc rockową moc i precyzję zespołu, widząc imponującą wizualną oprawę, przekonałem się, że ma to sens. Warto zaznaczyć, że Adam Lambert nie oszczędza swego wysokiego, mocnego głosu i z piosenkami Queen radzi sobie na żywo bezbłędnie. W dodatku jest urodzonym showmanem, który potrafi zjednać sobie publiczność, czarować ją, rozbawiać i zapraszać do wspólnej zabawy. Podczas Killer Queen – zmieniwszy strój na pierzasty żabot – wokalista zasiadł na ustawionym na scenie tronie i wdzięczył się do publiki, a Somebody to Love poprzedził kokieteryjnym wyznaniem, że sam pragnie odnaleźć własną miłość. Ewidentnie Adam szuka dialogu z fanami i żyje na scenie za sprawą ich energii. Podobnie jak… No, właśnie – ale przecież nie powinno czynić się takich porównań.

Brian May natomiast od początku imponował gitarową maestrią. By wyciszyć burzę rockowych riffów, w pewnym momencie usiadł wraz z gitarą akustyczną i zaprosił fanów do wspólnego wykonania „Love of My Life” – warto dodać, że na zamontowanym z tyłu sceny telebimie pojawiła się postać Freddiego Mercury, który zaśpiewał z nami i zdawało się, iż jego duch był rzeczywiście obecny. Legendarny wokalista Queen raz jeszcze „odwiedził” scenę, pod koniec koncertu, by wspomóc zespół przy monumentalnej Bohemian Rhapsody. W pewnym momencie specjalna platforma uniosła Briana ponad scenę, a gitarzysta, wśród rozpalonych na ekranie gwiazdozbiorów i tańczących laserów, wypuszczał tkliwe dźwięki ze swego instrumentu. Roger Taylor z kolei, wyluzowany i szalejący za bębnami, zaśpiewał tego dnia A Kind Of Magic, oddając pola przy perkusji młodemu muzykowi. Tak, piosenki Queen na żywo to rzeczywiście jakiś rodzaj nieuchwytnej magii.

A było jeszcze co najmniej kilka niezwykłych punktów w tym muzycznym i wizualnym spektaklu. Potęga I Want It All porażała. Rock’n’rollowe szaleństwo z Crazy Little Thing Called Love zmuszało skutecznie do tańca. Hołd dla zmarłego w tym roku Davida Bowie (Under Pressure) mógł wzruszyć, podobnie jak wspólnie odśpiewane i zaklaskane Radio Ga Ga, a przede wszystkim niezwykłe iluminacje świetlne przy cudownej „Who Wants To Live Forever”. No i bisy – ukoronowany Lambert dyrygował chórem fanów, którzy zaśpiewali wraz z nim stadionowe, nieśmiertelne hymny Królowej – We Will Rock You i We Are the Champions, czemu towarzyszyły dymy, pirotechnika i deszcz złotego konfetti. Perfekcja pod każdym względem.

Podczas tegorocznego Life Festival Oświęcim nie brakowało gwiazd (dzień wcześniej znakomity koncert dał sir Elton John), ale dla mnie najważniejszy był ten właśnie występ. Dzięki koncertowi Queen przekonałem się, że czar ich przebojów wciąż działa. Przemoczony do suchej nitki, wracając w strugach deszczu do domu, śpiewałem sobie z zadowoleniem pod nosem Somebody to Love – wykonane raz jeszcze pod prysznicem – a przy porannym goleniu nie opuszczał mnie refren Fat Bottomed Girls. Czyżby znak to, że mi się podobało? Niewątpliwie!

Paweł Lach, RockMagazyn, 21 czerwca 2016

Setlista:

One Vision
Hammer to Fall
Seven Seas Of Rhye
Stone Cold Crazy
Another One Bites The Dust
Fat Bottomed Girls
Play The Game
Killer Queen
Don’t Stop Me Now
Somebody to Love
Love of My Life
A Kind Of Magic
Under Pressure
Crazy Little Thing Called Love
I Want To Break Free
I Want It All
Who Wants To Live Forever
Guitar Solo – Bryan May
Tie Your Mother Down
Bohemian Rhapsody
Radio Ga Ga
_ _ _
We Will Rock You
We Are the Champions