„Czas Mrozów”

Esensja 1

Fragment:

(…) – Nie powinien chodzić nad rzekę, gdy mróz ścina wodę – mówiła stara każdego zimowego poranka, gdy zasiadaliśmy do śniadania. Tamtego dnia również powtórzyła swoje zaklęcie, wiedząc dobrze, że nikt jej nie będzie słuchał.
Ojciec rzeczywiście nie podniósł spojrzenia znad gazety. Dłubał widelcem w zimnej już jajecznicy, nie zwracając uwagi na słowa babki. Matka chodziła po kuchni. Miałem wrażenie, że rodzice zbywają staruchę. Robili wszystko, by nie słuchać jej zrzędzenia. Czasem wydawało mi się, że rodzice wyczekują tylko śmierci babki.
– Czy robi coś złego? – mruknął ojciec, przewracając stronę gazety.
– Nie, nie robi nic złego – odparła babka. – W tym rzecz. Jest niewinny. Jak wszystkie dzieci. Idź, spytaj starej Zofii, dlaczego wciąż nosi żałobę. Nikt nie odnalazł nawet kości jej córki. Nie mogła pochować własnego dziecka.
– Jesteś przewrażliwiona – powiedział ojciec, spoglądając na babkę wrogo. – Nie opowiadaj przy dziecku takich rzeczy.
– Nie widzieliście tego, co ja – odpowiadała zwykle starucha, jakby to jedno zdanie najlepiej usprawiedliwiało jej wszystkie słowa i dziwactwa. Twarz babki zmieniała się przy takich okazjach w posępną maskę. Nie robiło to jednak wrażenia na ojcu.
Tylko matka czasem z przestrachem wyglądała przez okno. Szarzejąca plątanina gałęzi zawsze ją niepokoiła. Matka nie mogła chyba znieść tego widoku, szczególnie latem, gdy dolina zieleniła się i kwitła, a nagie, powykręcane i chore kikuty po drugiej stronie strumienia wydawały się czymś nienaturalnym. Jakby wyrosły i kłębiły się jedynie po to, by skrywać tajemnicę.
I co by nie mówić, gdy noc spadała na dolinę, w oknach wielu domów rozbłyskiwało żółtawe światło. Blask świec migotał w mroku, wszędzie tam, gdzie starzy ludzi zachowali pamięć. Nie tylko babka znała zaklęcia…

Zapraszam do lektury całości na łamach Esensji

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *