Archiwum kategorii: Luźne

H.P. Lovecraft & Tanabe Gou

Bardzo spodobała mi się mangowa adaptacja opowiadań H.P. Lovecrafta, choć muszę przyznać, że podchodziłem z rezerwą do tego projektu. A tu okazało się, że kulturowo egzotyczne dla siebie światy połączyły się w kuszącą całość. Tanabe Gou stanął na wysokości zadania. Polecam!

ogar

Moja RECENZJA dla oficjalnego polskiego serwisu poświęconego H.P. Lovecraftowi.

Przygód Bjarniego ciąg dalszy

Chwilkę trwało nim kolejna z Opowieści o Kruku została gdzieś opublikowana, ale stało się. Na stronach Fahrenheita, pierwszego polskiego internetowego magazynu fantastycznego, który do dziś prężnie działa, można przeczytać opowiadanie Spłacony dług.

Bjarni Kruk rusza w pościg za dwójką braci, którzy zrabowali złoto z dworu jego pana. Szybko okazuje się, że poszukiwanie już nie żyją… chociaż nie do końca. Tym razem to pewna uwodzicielska wiedźma zamiesza swym szponem w losach brodatego zabijaki.

Życzę miłej lektury!

Opowiadanie można przeczytać TUTAJ

Przegląd recenzji

Ostatnio zaproponowano mi współpracę z nowym sieciowym magazynem Kvlt Magazine – zachęcam do odwiedzin strony. TUTAJ znajdziecie ich na Facebooku. Od czasu do czasu znajdzie się tam jakiś mój tekścik, jak czas pozwoli. A poniżej zestawienie (alfabetyczne) moich ostatnich recenzji.

Czytaj dalej

Ferrycy wygrywa z Terminatorem

(fot. Centrum Nauki „Kopernik”)

Wypad do kina na nowego „Mad Maxa” i „Terminatora” był, owszem, przyjemny, ale raczej ze względu na miłe towarzystwo i pite w trakcie seansów napoje. Chyba naprawdę nie mam wielkich wymagań, skoro zadowoliłyby mnie chociaż jakieś strzępy logicznej fabuły? „Maksiu” broni się jeszcze efektami specjalnymi, scenografią, kostiumami i charakteryzacją – to rzeczywiście może robić wrażenie, zwłaszcza w 3D. W „Terminatorze” dobrą minę do złej gry robi Arnie. Przynajmniej wypada zabawnie. Bo tak poza tym, to nie ma się czym zachwycać. Raczej się znudziłem.

A póki co w temacie science-fiction to najlepiej w tym roku bawiłem się podczas spektaklu „O królewiczu Ferrycym i królewnie Krystali” na podstawie jednej z „Bajek Robotów” Stanisława Lema, który miałem wielką przyjemność zobaczyć w warszawskim Centrum Nauki „Kopernik”. Super sprawa, polecam każdemu. Dowcipne to to, inteligentne, świetnie zrealizowane. No i w spektaklu grają prawdziwe roboty! Przemawiają co prawda głosami znakomitych polskich aktorów, ale… Poczułem się trochę jak bohater jednej z książek Dicka. No nic, tylko czekać aż replikanci wygryzą Szyca albo Kuleszę 😉

Więcej szczegółów o spektaklu TUTAJ

Party w rodzinnym grobowcu

Ostatnio, za sprawą recenzenckich obowiązków, wpadło mi do ręki kilka… świeżych (zatęchłych!!!) death metalowych płyt z Polski i ze świata. Zadziwiające, jak różne dźwięki można generować w obrębie ograniczonego formalnie gatunku, w którym wszystko już zostało powiedziane. Jedne nagrania spodobały mi się, inne nawet bardzo. Niemniej uświadomiłem sobie, że można wciąż grać death metal i pozytywnie zaskakiwać słuchacza. W sumie to budujące.

W rozwinięciu wątku recenzje

Czytaj dalej

Kto nienawidzi róż?

Tak wyszło, że od początku przysłuchuję się odgłosom z obozu Lilly Hates Roses. Zaczęło się od recenzji debiutanckiej płyty „Something to happen”. Potem był wywiad, przeprowadzony dla RockMagazynu z Kamilem. Miałem też przyjemność usłyszeć ich na żywo w oświęcimskim MDSM-ie podczas tamtejszej Sceny Alternatywnej. A teraz przyszło mi zrecenzować ich drugi album, „Mokotów”. Warto poznać muzykę Lilly Hates Roses, daleką od zgiełku i plastikowego popu.

Zresztą czy ktoś zna zespół z różami w nazwie, który byłby słaby? 😉

Co tam u mnie?

Rozpocząłem niedawno współpracę z Loud Now. Portal porusza się w tematyce muzyki ciężkiej i cięższej. Tam znajdziecie moje recenzje płytowe mocniejszych odmian metalu. Z różnych rzeczy, które mi podsyłają najbardziej spodobał mi się póki co brudny, majestatyczny i chaotyczny death metal od Brytyjczyków z Vorage.

No i skończyłem opowiadanie science-fiction, nad którym długo się biedziłem. A to zmieniałem, a siamto. Do efektu finalnego jeszcze trochę, bo trzeba rzecz zredagować, pomęczyć, pociąć, pokleić. Może coś z tego będzie.

A poza tym, to ostatnio słucham sporo amerykańskiego folku i wprawia mnie to w dobry nastrój. Powtarzam i będę powtarzał wciąż, że najbardziej imponuje mi, gdy ktoś weźmie do ręki akustyczną gitarę, zagra własną muzykę i zaśpiewa własny tekst. Niechaj wszystkie współczesne gwiazdy pop schowają się przed Jakcsonem C. Frankiem czy Timem Hardinem!

Oczywiście nikt nie wie, kto jest na tym zdjęciu. A może jednak ktoś zgadnie?

Mój prywatny ołtarzyk

Zdjęcie z wnętrza mego mieszkania. Bez tego naprawdę życie straciłoby szczyptę fantazji i sens (chociaż Spotify pozwoliłoby przetrwać). Focia nie objęła wszystkiego, ale mam nadzieję, że kiedyś rzeczywiście nie będzie jak tego pomieścić na jednym zdjęciu, nawet z pomocą cudownego obiektywu.

kolekcja 1

Diabelski cyrk, płomienie i machiny fruwające

Wypad na tegoroczny Impact Fest całkiem udany, mimo przygód z potarganym biletem. No, bywam roztargniony, nic na to nie poradzę. Szkoda, że nie mogłem przyjrzeć się bliżej Łodzi, bo odkąd „Ziemia Obiecana” Wajdy zrobiła na mnie wielkie wrażenie, bardzo, bardzo chciałbym troszkę pobłądzić jej ulicami.

Impact

A Slipknot? Dużo pirotechniki, cudów na patyku i oprawa godna XXI wieku. Ale ogólnie na plus, gdzieś w tym wszystkim muzyka się obroniła.

Zapraszam do przeczytania mojej RELACJI specjalnie dla RockMagazynu.

Zajdle, Zajdle

Jeśli mnie pamięć nie myli, to chyba raz w swoim życiu zgłosiłem jakieś nominacje do nagród im. Janusza Zajdla, najważniejszych fandomowych wyróżnień. A były to czasy prostsze dla głosujących, bo wychodziła jedynie „Nowa Fantastyka” i Fenix” oraz parę antologii dorocznych. Dało się to wszystko ogarnąć. Teraz na rynku jest kilka czasopism drukowanych, sporo sieciowych, a antologii wychodzi bez liku. Jak to wszystko przeczytać?

Nie śmiałbym oddać głosu na cokolwiek, tym bardziej, że nie śledzę nowości z taką uwagą jak kiedyś. 95% nowych powieści i opowiadań mi umyka. Ale zawsze miło jest dowiedzieć się, że ktoś czyta teksty, które samemu się wypuszcza w świat. Adam Podlewski wskazuje na blogu Warszawskiego Towarzystwa Fantastycznego „Wykrot” swoje TYPY. Wśród nich moje „Przekleństwo Glamrunga”.

Faith No More

Nowa płyta Amerykanów na pewno mnie nie rozczarowała, a z każdym przesłuchaniem zyskuje. Tym razem spodobała mi się opinia jednego z recenzentów, który napisał, że nagrali album „bez sensu”. To oczywiście nie zarzut, tylko komplement! A tak w ogóle to na stronie RockMagazynu mój FELIETON o Faith No More, o „Sol Invictus” i doniosłości ich powrotu na scenę.

faith no more

Ponownie z wizytą w Castenvan?

Naszła mnie niedawno myśl, by powrócić do Castenvan, miasteczka, które pojawiło się kiedyś na kartach dwóch moich opowiadań, opublikowanych na łamach „Magazynu Fantastycznego”. Jak to często bywa w moim przypadku, inspiracja pojawiła się dzięki dźwiękom. Tym razem pomysł przyszedł, gdy słuchałem piosenki „Come to the Sabbath” ze znakomitej płyty „Sacrifice” okultystycznego i progrockowego zespołu Black Widdow. Zobaczymy co z tego wyniknie, bo zwykle pomysły długo u mnie dojrzewają. Tym bardziej, że muszę dokończyć zaległe rzeczy.

mf

Coś musiało jednak wisieć w powietrzu, bo odezwał się dzisiaj do mnie Robert Zaręba, twórca Magazynu Fantastycznego. Pismo w zmienionej formie wraca na rynek. Pierwszy tom po przerwie ma objąć wybrane opowiadania z jego kilkuletniej historii, i wiele wskazuje na to, że mój debiut, „Rolf, diabeł i Czarna Wieża” znajdzie się we wnętrzu. Doniesienia o postępach w pracy nad MF można śledzić TUTAJ. Wypada życzyć powodzenia w wydawniczym przedsięwzięciu, bo im więcej dróg ujścia dla wyobraźni młodych fantastów, tym lepiej.

Czas zatem powrócić do Castenvan!